W ostatnim numerze współpracownicy Spartaka prowadzili armie pretorów w południowych Włoszech i zwiększali ich liczbę, uwalniając niewolników i rekrutując różnych wyrzutków, których brakowało zarówno w miastach, jak i na autostradzie.
W Senacie gladiatorzy byli bardzo urażeni i postanowili podnieść stawki, rzucając na stół dwóch konsulów z czterema legionami - około 30 tysięcy osób. Nawiasem mówiąc, Spartakus miał wtedy znacznie więcej, ale kto, mając na myśli, porównuje żelazne kohorty rzymskie z jakimś motłochem?
Przed Trakami Republika miała już do czynienia z dwoma buntami niewolników, a niektórym udało się nawet pokonać armie pretorów, którzy rozumieli dawną drogę, od której, ale kiedy pojawiły się regularne jednostki, gruby lis polarny szybko przybył do rebeliantów eleganckim krokiem. Tym razem Senat liczył na taki sam wynik.
Zimując na południu i podnosząc swoje wojska do poziomu, na którym można było na nich patrzeć, nie ryzykując złamania całej twarzy feispalmami, Spartak poprowadził ich na północ, na stronę Galii. Jednocześnie w drodze z głównej armii oddzielił się oddział pod dowództwem Crixusa, składający się, według różnych źródeł, z około 20-30 tysięcy ludzi. Historycy mają różne opinie na temat takiego zboczenia z trasy - niektórzy uważają, że był to bardzo przebiegły plan z „oderwaniem od zasadzki”, który w odpowiednim czasie powinien był zostać wciągnięty na tyły karnych legionów lub spotkać wycofujących się legionów, inni uważają, że Spartak Crixus nie zgodził się w kwestii końcowego punktu trasy. Powiedzmy, że Trak chciał pojechać do Galii po darmowy chleb, a jego towarzysz wierzył, że dzicy z majątkiem są twardi, a kiedy okradzieni zamiast kosztowności, mogą dostać się tam tylko na głowę, więc chciałem pojechać do Rzymu.
W każdym razie Crixus wspiął się ze starej pamięci na górę Monte Gargano, która znajduje się na półwyspie o tej samej nazwie (ta sama „ostroga” na włoskim „bucie”). Tymczasem Spartak z powodzeniem spotkał legiony jednego z konsulów, który nie miał czasu na przygotowanie się do walki - właśnie zjechali z gór, pokonując Apeniny i korzystając z takiej dogodnej okazji, pokonali ich, choć nie do końca, ale wycofali się na rzymskie konwoje.
Jego towarzysz na górze miał mniej szczęścia - zanim dotarły do niej legiony drugiego konsula, byli już całkiem gotowi do rozdzierania i rzucania, co w rzeczywistości zrobiono z Crixusem. On, jak większość jego drużyny, nie przeżył tej bitwy.
W opisie kolejnych wydarzeń główne historyczne wersje Appiana i Plutarcha różnią się i mówią o różnych rzeczach. Po pierwsze, powtarzamy pierwszą hipotezę.
Według niej konsulowie próbowali wciągnąć armię Spartaka w kleszcze: jeden czekał na gladiatora na północy drogi w kierunku Galii, drugi szybko nadrabiał zaległości z południa. Ponieważ Włochy wciąż są górzyste, a tłumy nie mają wiele do zawrócenia, a Rzymianie budowali swoje drogi przez długi czas, przybliżona trasa ruchu tłumu niewolników była jasna. Jednak Spartak, zdając sobie sprawę z tego, że w każdym razie nie można było zwlekać, wyrzucił nadmiar z łupów, dźgnął powolnych jeńców, dał wszystkim wiedzę, jak wzmocnić terpentynę i utopił ją w taki sposób, że udało mu się zmiażdżyć wroga na północy, a następnie odwrócił się i radośnie spotkał napastników z południa.
Następnie Trakczyk zawiózł wroga do Rzymu, ale nie próbował przejąć Wiecznego Miasta, ponieważ był nieco bardziej trzeźwy w ocenie swojej siły niż nieżyjący już Crixus. Zamiast tego, po raz kolejny, na bis, pokonał armie konsularne, które były w jakiś sposób za mało personelu, i wrócił na południe, do ciepłych i osiedlonych miejsc, wykuwając broń, rabując podcięcia i żyjąc dla własnej przyjemności.
Plutarch pisze tylko o bitwie pod Spartakusem z pierwszym konsulem, po której były niewolnik posypuje się marszem prosto na północ Włoch, miasta Mutina (obecna Modena). Po pokonaniu tamtejszej armii złożonej z dziesiątek tysięcy ludzi, gladiator nagle się nudził, wziął rękę i wrócił na południe. Albo Alpy postanowiły nie szturmować bez kotów i toporów lodowych, albo zamarły - jest niejasne, a Plutarch w żaden sposób nie wyjaśnia tak ostrych ruchów. Według jego opisu Spartakus uzupełnił armię niewolnikami na północy, a po minięciu Rzymu krzycząc w panice, wrócił na południe.
W każdym razie źródła zbiegają się w głównym zarysie wydarzeń - legiony konsularne nie zostały opanowane, a niewolnicy, kręcąc się trochę i kręcąc wokół stolicy, pochodzili z miejsca, w którym zaczęli.
W Rzymie całkowicie się zmartwili i przypisali powstaniu najwyższą kategorię niebezpieczeństwa i pilności. W tym samym czasie wszyscy naprawdę rozsądni dowódcy i strategowie byli już zajęci i daleko: Lucullus, jak napisano wcześniej, zaatakował Mithridates, a Gnei Pompey zaciekle porąbał w Hiszpanii z rzymskimi separatystami i miejscowymi, którzy do nich dołączyli. Oczywiście, oboje zostali zaproszeni do udziału w zmuszaniu niewolników do pokoju, ale dopóki nie dotrze poczta, dopóki nie będą mogli przekazać kontroli komuś innemu, dopóki się tam nie dostaną, Spartak już z zapałem wskoczy na Kapitol.
Dlatego kiedy Mark Licinius Crassus, milioner, „filantrop” i długoletni przeciwnik Pompejusza, zgłosił się na ochotnika do rozwiązania problemu raz na zawsze, Senat nie miał nic przeciwko temu.
O działaniach Krassusa - w następnym numerze.
Na podstawie materiałów z History Fun.