Chłopiec stworzył stronę na Facebooku poświęconą Ferrari i z czasem stał się oficjalną grupą fanów firmy. Jednak twórcy pozostało nic i teraz chce zapłacić 11 milionów dolarów za tysiące godzin spędzonych przed komputerem.
Chłopięce marzenia o najbardziej znanej na świecie marce Ferrari Prancing Stallion. Pasja pielęgnowana na stronach sieci społecznościowej. A po legalnej wojnie i zrujnowanych ideałach. Wszystko to znajduje się w historii Sammy'ego Wasem i jego strony na Facebooku o domu Maranello. Było także miejsce do zażartej debaty na temat praw własności intelektualnej, ochrony marek i korzystania z nowych środków wymiany informacji.
Oficjalna strona Ferrari na Facebooku.
Bloomberg, amerykańska agencja, opisała, jak Sammy Washam stworzył stronę na Facebooku o Ferrari, gdy miał zaledwie 15 lat. Teraz, sześć lat później, dwie strony były zaangażowane w proces: Sammy i jego ojciec Oliver złożyli pozew o naruszenie praw autorskich po tym, jak Prancing Stallion przejął kontrolę nad ich witryną. Z kolei przedstawiciele Ferrari oskarżyli rodzinę o nielegalne używanie marki: na przykład w reklamie produktów niezwiązanych z Ferrari, a także w wykorzystywaniu marki do celów osobistych, takich jak wysyłanie zaproszeń na osiemnaste urodziny Sammy'ego Washama.
„Nie mają sumienia, mieli odwagę zniszczyć chłopięce marzenia”Sammy powiedział w wywiadzie. „Problem nie dotyczy Facebooka ani naszych fanów, problem polega na tym, że ludzie chcą zarabiać na marce Ferrari”, odpowiedział Maranello. Jednak rodzina Watham nie zarabiała na stronie i nie sprzedawała niczego online.
Bloomberg podkreśla, że podejście samochodu do domu w tym przypadku, jego udział w pozwie, jest przeciwieństwem decyzji Coca-Coli, która w podobnej sytuacji postanowiła przyciągnąć fanów, którzy stworzyli strony internetowe. Ogólnie warto zacząć od tego, że zgodnie z zasadami Facebooka uczestnicy mogą tworzyć grupy fanów swoich ulubionych marek, a oficjalnymi stronami musi zarządzać firma. Ojciec i syn Watham (którzy, nawiasem mówiąc, są również pilotami-amatorami), otrzymali w marcu 2009 roku pierwszy list od Ferrari: Maranello House pogratulowali im sukcesu w działaniach w sieci społecznościowej, gdzie w ciągu zaledwie roku udało im się przyciągnąć 500 tysięcy subskrybentów. Włosi napisali tam, że „niestety normy prawne zmuszają nas do formalnego przejęcia praw administratorów grupy fanów”. Według niezależnego prawnika Jorisa van Manena, który skonsultował się z amerykańską agencją, nikt nie ma prawa wybrać strony w ten sposób.
Jednak Watham zgodził się, aby jego strona była oficjalną stroną Ferrari. Ale potem Maranello postanowił wyznaczyć innych administratorów strony, bez wiedzy twórców. W zamian złożyli ofertę wiecznego członkostwa w Klubie Scuderia i zapewnienia prawa do używania logo. Przez cztery lata ojciec i syn kontynuowali pracę i rozwijali stronę, nie podpisując żadnych dokumentów, nawet finansowych. W rezultacie stracili prawo do zarządzania stroną, aw lutym 2013 r. Złożyli pozew przeciwko Ferrari żądając odszkodowania za 5500 godzin pracy na stronie, co stanowi nie mniej niż 11 milionów dolarów. Ale, według prawnika van Manena, ich błędem było to, że nie podpisali umowy - ze szczegółami finansowymi, zanim zgodzili się na oficjalną stronę. Sprawa jest obecnie w toku przed sądem w Genewie.